"Za dziesięć dwudziesta" (6) - hutniczy komentarz subiektywny

Nazajutrz po inauguracji i dzień przed pierwszym meczem Polaków to dobry moment, żeby dorzucić coś od siebie w mundialowym temacie. Nie, nie będę tu zamieszczał relacji z meczu Anglia-Iran, ani dołączał do polemiki na temat ustawienia kadry Michniewicza i pastwienia się nad Krychowiakiem. Po prostu pojawią się tu luźne spostrzeżenia i wspomnienia przy okazji mistrzostw. Oczywiście z Hutnikiem w tle, bo w końcu on jest na tym portalu niekwestionowanym gospodarzem.

Wczoraj grał Ekwador, jutro zaczynają nasi. Skojarzenie może być tylko jedno. Czempionat za naszą zachodnią granicą w 2006 roku. Co tam się miało nie dziać...

Wcześniejszy mundial, choć wyczekiwany przez szesnaście lat, obdarty był, przynajmniej dla mnie, z aż takich emocji, jak ten niemiecki. Po pierwsze daleko. Brak szans na dojechanie tam liczniejszej „husarii”, która mogłaby wspierać naszych i z którą moglibyśmy się identyfikować. Odległość to także wpływ na strefy czasowe. Choćby nie wiem, jak emocjonujący był mecz to o 13:30 nigdy nie będzie to. No i przecież spadek Hutnika z 2 ligi mieliśmy świeżo w pamięci. Mundial miał go kibicom z Nowej Huty wynagrodzić, ale nadzieje na to okazały się kruche, jak nasza obrona w meczu z Portugalią.

Co innego Mistrzostwa Świata w 2006. „Gramy u siebie” nie było pustym hasłem. Ogłuszający ryk kilkudziesięciu tysięcy Polaków robi wrażenie na YouTube, to co dopiero musiało być na żywo. Kibicowsko zaprezentowaliśmy się znakomicie, czego oczywiście nie można powiedzieć o piłkarzach. Hutnicze wątki? Istnieją. Mundial w Niemczech był pierwszą nowożytną wielką imprezą piłkarską na którą wybrali się nasi przedstawiciele. I mam nadzieję, że podzielą się wspomnieniami w komentarzach.

Ale w Nowej Hucie też było w czasie mistrzostw całkiem wesoło. Wówczas od niemal roku mieliśmy w strukturach SSA swojego człowieka, czyli Piotra Danka. Nadzieje, że uda nam się wtedy Hutnika wytargać z przeklętej III ligi były duże. Nie powiodło się, ale z tamtego okresu zapamiętałem kilka ciekawych inicjatyw. Jak choćby wspólne oglądanie meczów Polaków na MŚ '06 z Ekwadorem i Niemcami na Suchych Stawach. Projektor wyświetlający transmisję na budynku boiska balonowego, grill i hektolitry piwa „Hutniczego” , które właśnie zaliczało swój debiut stworzyły niezapomniany klimat uczestniczenia w piłkarskim święcie. I to organizowanym po naszemu, z własnym, legalnym (!) smakiem.

W tym roku piwo jest jednym z głównych tematów u progu mistrzostw. Reprezentanci zachodniego świata nie wyobrażają sobie bez niego zawodów sportowych. Z kolei dla gospodarzy jest nie tyle zbędne, co wręcz zakazane i wołające o pomstę. Pal licho wielomilionowe umowy zawarte lata temu. Niby chodzi tylko o niewinny, złoty trunek, z symboliczną zawartością %. Ale taka przepychanka to doskonała okazja do demonstracji siły. Dla nas w 2006 roku piwo "Hutnicze" było symbolem czegoś stricte naszego. Sami wybraliśmy smak, zaprojektowaliśmy etykietę. Jakbyśmy chcieli pokazać  światu: "patrzcie, jesteśmy i robimy coś po swojemu". A to był dopiero początek ustalania własnych reguł i kreowania rzeczywistości. 

Jeszcze cztery lata wcześniej mundial był tak odległy, że wydawało się, że jest grany na innej planecie. Teraz mieliśmy go tuż obok, zaraz za zachodnią granicą. A nikt nie mógł wtedy przypuszczać, że ledwie parę lat później ważną część piłkarskiej elity będziemy mieć u nas w domu. Ale o tym innym razem.

Wstecz