"Za dziesięć dwudziesta" (19) - hutniczy komentarz subiektywny

Odra Wodzisław Śląski była naszym rywalem nie tylko w poprzednim sparingu. To także drużyna, z którą zagraliśmy swój ostatni, jak na razie, mecz w ekstraklasie. Od lata '97 drogi naszych klubów się rozeszły. Niestety, po kilkunastu latach Wodzisławian dopadł los podobny do naszego.

Nie ma się co dziwić, że z sezonu 1996/97 chcielibyśmy pamiętać przede wszystkim mecze w pucharze UEFA. Mimo bardzo udanego startu w Europie na krajowym podwórku hutnicy zawodzili na całej linii. Początek jeszcze nie był taki zły: ograliśmy w derbach Wisłę, pokonaliśmy też Legię. Jednak potem było coraz gorzej. Bolały przede wszystkim porażki na Suchych Stawach, jak z GKS-em Katowice, Polonią Warszawa czy właśnie z Odrą na formalne zakończenie rundy jesiennej. Wiosna też nie zaczęła się dobrze. Do historii przeszły nasze paskudne serie z tego sezonu: trzynastu meczów bez wygranej czy siedmiu bez strzelonego gola. W kwietniu nastąpiło pewne ożywienie i wygrane z Rakowem, ŁKS-em i Górnikiem wlały w serca kibiców nadzieje na udany finisz. Jednak porażki z Polonią (1:5) i Ruchem (3:5) rozprawiły się z nimi brutalnie. Na ostatni mecz sezonu, do Wodzisławia Śląskiego, jechaliśmy już jako pewny spadkowicz.

Odra natomiast zmierzała w kierunku dokładnie odwrotnym. Jako absolutny debiutant w elicie była rewelacją rozgrywek i grała o to, by zmienić nas na trzecim stopniu podium, za nieosiągalną wówczas parą Widzew & Legia. Zgodnie z przewidywaniami górą byli gospodarze.

W tamtym sezonie trzecie miejsce nie dawało bezwarunkowego startu w pucharach. Żeby tak się stało, ktoś z duetu liderów musiał zdobyć Puchar Polski. Po trofeum sięgnęła Legia, zatem reprezentantem w Pucharze UEFA został beniaminek z Wodzisławia. Dla nas na pożegnanie dwa gole zdobył Waldemar Adamczyk, czym pewnie przypieczętował swój transfer po sezonie do ligi greckiej.

Pucharowa przygoda Odry była mniej spektakularna niż nasza. Najpierw wyeliminowali macedońską Pobedę Prilep. W drugiej rundzie odpadli z rosyjskim Rotorem Wołgograd. Choć tanio skóry nie sprzedali, u siebie po dramatycznym meczu przegrali 3:4. W międzyczasie grywali też w mniej poważnych rozgrywkach międzynarodowych, czyli w pucharze Internoto.

Na szczęście dla wodzisławian, europejskie przygody nie skończyły się, jak u nas, katastrofą w lidze. Ba, Odra z miejsca stała się etatowym ekstraklasowiczem na kilkanaście lat, co biorąc pod uwagę perypetie wielu klubów jest dużym wyczynem. Gdy Hutnik „zwiedzał cały świat, od Proszowic aż po Nowy Targ” Odra grała nieprzerwanie w ekstraklasie do sezonu 2009/10. Potem jednak krach miała bardzo bolesny. Najpierw dwa kolejne spadki, następnie upadek aż na piłkarskie dno i start w klasie C od sezonu 2015/16. Potem klub reaktywowany, jak u nas, przez najwierniejszych kibiców zaczął powoli piąć się w górę, gdzie spotkał się z... inną Odrą z tego samego miasta. W Wodzisławiu zdarzyła się bowiem sytuacja, której my bardzo chcieliśmy uniknąć, gdyż niezależnie od kibiców powołano też drużynę o nazwie „MKP Odra Centrum”. Na szczęście udało się obu stronom dogadać i po awansie „kibicowskiej” Odry do III ligi połączono siły – „Centrum” odpowiada teraz tylko za grupy młodzieżowe.

Aktualnie wodzisławianie zajmują miejsce w strefie spadkowej III ligi. Tracą tylko punkt do LKS-u Goczałkowice, którego twarzą jest były reprezentant Polski, Łukasz Piszczek. Choć Odrze w sparingu nie daliśmy szans to liczymy, że poradzą sobie w lidze – bardzo dobrze wiemy co przeszli, żeby po upadku być tu gdzie są. A może kiedyś znów spotkamy się w rozgrywkach ogólnopolskich?

 

Wstecz