Ekstraklasa jest już nasza!
...rozbrzmiewało w szatni piłkarzy Hutnika po meczu ze Stilonem. W ten sposób świętowano awans klubu do najwyższej klasy rozgrywkowej. W 1990 roku zrobiliśmy to po raz pierwszy i jak do tej pory jedyny.
Po siedmiu latach w ekstraklasie HKS popadł w wieloletni, sportowy niebyt, którego apogeum było wycofanie drużyny z III ligi i bankructwo klubu. Hutnik sięgnął dna by móc zacząć proces odbudowy. W 2020 roku nastąpił milowy krok klubu, bowiem hutnicy, po osiemnastu latach przerwy, wrócili do rozgrywek ogólnopolskich i aktualnie grają w nich trzeci sezon.
Wigilijno-egipski optymizm
Na tegorocznej klubowej wigilii włodarze wyjawili światu „wesołą nowinę”. Hutnik zyskał inwestora – klubem w niedalekiej przyszłości zarządzać ma Cognor Holding S.A. W międzyczasie ciekawego wywiadu udzielił Walid Kandel. Współpracownik Hutnika przyznał, że będzie sprowadzał z Egiptu piłkarzy na poziomie ekstraklasy, gdyż klub ma się tam znaleźć... za trzy lata. Dziennikarze ogólnopolskich mediów połączyli kropki i w świat poszedł przekaz: Hutnik z nowym inwestorem planuje ekstraklasę za trzy lata!
Wyjawienie ambitnego planu wywołało niemałe zamieszanie, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę problemy Hutnika z utrzymaniem w poprzednim sezonie czy aktualne (przedostanie) miejsce w drugoligowej tabeli. Optymiści w naszych szeregach czytając to stwierdzili „świetnie, atakujemy!”, pesymiści „ciężko będzie się utrzymać, a co dopiero awansować...”, a realiści „spokojnie, najpierw ratujmy 2 ligę, a potem się zobaczy”. I co ciekawe... każdy ma rację! W sporcie kluczowa jest kolejność i nie ma drogi na skróty. Ale marzyć nikt nikomu nie zabroni, a wyznaczanie, nawet takich ambitnych celów jest wręcz wskazane.
Strategia Engela, a może filozofia Małysza?
Z tymi celami w polskim sporcie bywało różnie. Jerzy Engel przed mundialem w Korei i Japonii ogłaszał, że „jedziemy po złoto!”. Jak się to skończyło, każdy pamięta. Inaczej do sprawy podchodził Adam Małysz. Nasz "orzeł" pytany przed zawodami, czy powalczy o zwycięstwo zawsze konsekwentnie odpowiadał „chcę oddać dwa dobre skoki”. I nam podejście mistrza przestworzy powinno być bliższe. Najpierw transfery, potem forma podczas przygotowań i sparingi, następnie walka w każdym meczu o pełną pulę od pierwszej do ostatniej minuty. Niby banał, ale innej drogi nie mamy.
Nie zmienia to faktu, że hasło „ekstraklasa” pojawiło się w przypadku hutniczych planów po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat. Ostatnim razem mówiło się o tym po awansie Hutnika do 2 ligi w sezonie 2000/01. Potem HKS zniknął z ligowej powierzchni. Raz na czas przypominano mecze Hutnika w pucharach, gdy akurat inna polska drużyna trafiała w pucharach na Azerów. Stękano, że kiedyś „nawet Hutnik wygrywał 9:0, a teraz mistrz Polski dostaje lanie od klubu z Azerbejdżanu”. I tyle było naszej obecności w ogólnopolskich mass mediach.
Pączki i tort
Przez lata ekstraklasa jawiła się nam jako coś nieosiągalnego. Trudno, żeby tak nie było, skoro przez parę sezonów graliśmy nawet na piątym poziomie rozgrywkowym. Poza tym ciężko nam się było równać obiektami, budżetem czy potencjałem kibicowskim ze śmietanką polskiej ligi, taką jak Legia, Lech czy Pogoń.
Jednak najwyższa klasa rozgrywkowa w Polsce to nie tylko etatowe, zwykle najbogatsze kluby. To także inne ekipy, które pojawiają się w niej rotacyjnie. Często awans uzyskują drużyny, które nawet w 1 lidze nie były uznawane za potentatów. Co roku trwa też zażarta walka o utrzymanie. Trudno się dziwić – ekstraklasa stwarza klubom bardzo dobre warunki, gdzie mogą dobrze podreperować swój budżet choćby dzięki pieniądzom z praw telewizyjnych. Poza tym ekstraklasowiczom łatwiej negocjować ze swoimi miastami wsparcie finansowe czy rozbudowę infrastruktury. Ogólnie panuje przekonanie, że członkom ekstraklasy żyje się jak pączkom w maśle.
Niestety, w ekstraklasie jest, jak w autokarze na wyjazd: ilość miejsc ograniczona. A pozostając przy terminologii cukierniczej: tort ma określoną liczbę kawałków, a chętnych jest dużo więcej. I nawet dla tych największych czasem zabraknie „słodkości”. Wystarczy popatrzeć, kto gra 1 lidze. Ruch Chorzów, GKS Katowice, Wisła Kraków, ŁKS Łódź i parę innych to ekipy, które od lat były kojarzone z polską czołówką, a na ten moment muszą ustąpić miejsca zespołom, które jeszcze nie tak dawno byśmy nie podejrzewali o tak duże ambicje. I ich realizację. Zwłaszcza, że sporo klubów przeżywało w ostatnim czasie różne perypetie. Z graniem w 2 lidze włącznie.
Drugoligowe przygody czołówki
Co trzeci klub, aktualnie grający w ekstraklasie, w ostatniej dekadzie ma na koncie występy na trzecim poziomie rozgrywkowym. A dwa z nich są teraz na... ligowym podium.
2 liga to najświeższa historia dla rewelacji obecnego sezonu, czyli Widzewa. Uciekli stamtąd ledwie 2,5 roku temu. Niewiele zabrakło, a Łodzianie byliby naszym rywalem w 2 lidze w sezonie 2020/21. Jednak mimo porażki w ostatniej kolejce ze Zniczem rozstrzygnięcia z innych stadionów pozwoliły Widzewowi na bezpośrednią promocję do 1 ligi.
W 2019 roku do 1 ligi awansował Radomiak Radom. I już w pierwszym sezonie włączył się do walki o ekstraklasę, jednak na drodze skutecznie stanął mu inny, całkiem świeży, „przybysz” z 2 ligi – Warta Poznań (ostatni jej sezon na trzecim poziomie to 2017/18). Warciarze to świetny przykład, że będąc w cieniu lokalnego rywala, bez rzeszy kibiców i z problemami infrastrukturalnymi można z powodzeniem szturmować ekstraklasę. A i Radomiak po przegranym barażu się nie załamał i odłożył ekstraklasowe aspiracje tylko o rok.
Nową siłą w polskiej elicie – i mówimy tu o absolutnym topie – jest Raków Częstochowa. Gra w niej czwarty kolejny sezon, a zdążył w tym czasie skompletować dwa wicemistrzostwa i dwa Puchary Polski. Teraz pewnie zmierza po mistrzostwo, mając nad drugią Legią aż 9 punktów przewagi. Już prawie każdy zapomniał, że jeszcze 5,5 roku temu Raków występował w... 2 lidze. A sezon przed awansem na zaplecze ekstraklasy utrzymał się w tylko ze względu na brak licencji dla Polonii Bytom i wspomnianej wcześniej... Warty (a w trakcie sezonu jeszcze wycofały się z ligi Polkowice). „Darowanej lidze nie zagląda się w zęby” - powiedzieli sobie w Rakowie i rozpoczęli marsz na piłkarski szczyt. Gdzie się zatrzymają? Mistrzostwo Polski i faza grupowa europejskich pucharów to na ten sezon plan minimum dla podopiecznych Marka Papszuna.
Nie tak dawno, bo w sezonie 2015/16 w 2 lidze grała Stal Mielec. Stawkę sześciu ekip z ESA z 2 ligą w CV w ostatnich dziesięciu latach zamyka Wisła Płock. Co ciekawe awans do 1 ligi w sezonie 2012/13 „Petra” świętowała na stadionie Hutnika. A to za sprawą Garbarni, która na Suchych Stawach rozgrywała swoje drugoligowe mecze.
Za ciosem
Warto w tym miejscu przytoczyć też perypetie Górnika Łęczna. Awansowali z 2 ligi w tym samym sezonie co Widzew i... poszli za ciosem. Szóste miejsce w 1 lidze uprawniło ich do gry w barażach. W nich pokonali GKS Tychy i ŁKS i cieszyli się sensacyjnego awansu do ekstraklasy! Bajkowa historia zakończyła się dość szybko, bo górnicy spadli od razu i teraz są bliżej 2 ligi niż powrotu do ESA. Jednak dwa awanse z rzędu zasługują na duże uznanie.
Podobną wspinaczkę chce przejść Ruch Chorzów. Dla „Niebieskich” ewentualny awans do ekstraklasy może być trzecim z rzędu, bo jeszcze w sezonie 2020/21 byli na banicji w III lidze. Aktualne miejsce pozwala im na grę w barażach, jednak zapewne powalczą o bezpośrednią promocję z ŁKS-em i inną rewelacją sezonu, czyli naszą sąsiadką zza rzeki, Puszczą Niepołomice.
Oczywiście, jeśli ktoś wygrywa, to też ktoś przegrać musi. Sztandarowym przykładem niespełnionych celów jest np. GKS Katowice. Do dziś pamięta się hasło „ekstraklasa, albo śmierć!”, przed sezonem zakończonym spadkiem do 2 ligi. Dobrze, że u nas nie daje się tak niewielkiego wyboru. Owszem, mamy marzenia i ambicje, ale ważny jest też po prostu rozwój klubu i wzmocnienie jego siły na wszystkich płaszczyznach.
Historia zatacza koło
Powyższe przykłady pokazują, że nie ma rzeczy niemożliwych. Poziom w polskich ligach jest bardzo wyrównany i często padają w nich niespodziewane rozstrzygnięcia. Oczywiście, za każdym awansem stoi szereg atutów, bo bez tego próżno szukać szczęścia gdziekolwiek. Ważne, żeby te atuty najpierw wzmocnić, a potem uwypuklić. Kluby takie, jak Raków, Stal Mielec czy Warta, mające przez wiele sezonów różne problemy i zawirowania, robią to znakomicie.
A to przecież nasi dobrzy znajomi z ekstraklasowej przygody z lat dziewięćdziesiątych.