Cała rzeczywistość stworzona jest z cykli. Najczęściej widzimy to po przeplatających się dniach i nocach. Albo już w dłuższej perspektywie – porach roku. Mimo zmian i odstępstw od normy nie ma takiej siły, która by powstrzymała kolejne naturalne etapy.
Nie inaczej jest w przypadku funkcjonowania klubów sportowych.
Nasz mikrokosmos, Hutnik Kraków, też nie jest wyjątkiem. Historia sekcji piłkarskiej klubu z Nowej Huty to sekwencja zazębiających się trybów. Od przełomowego roku 1990 każdy trwa po około sześć lat. Na naszych oczach jesteśmy świadkami wykuwania się kolejnego koła zębatego. Kto wie, czy stal, z którego powstaje nie jest najmocniejszym stopem od lat.
Medalowe sześciolecie
Przez lata piłka nożna była w cieniu innych sekcji Hutnika Kraków. Medale do klubowej gabloty dokładali siatkarze, bokserzy, szachiści. Tymczasem futboliści mieli problem z awansem do najwyższej klasy rozgrywkowej. W końcu dopięli swego w 1990 roku. Świetna generacja piłkarzy z Nowej Huty pod wodzą Władysława Łacha szturmem wdarła się do Ekstraklasy. Nowohucianie z miejsca stali się rewelacją rozgrywek, a tacy piłkarze, jak Leszek Kraczkiewicz czy Andrzej Sermak – gwiazdami ligi. Postawa hutników została szybko dostrzeżona przez trenerów reprezentacji. Mirosław Waligóra, król strzelców sezonu 1991/92, oraz Marek Koźmiński pojechali na Igrzyska Olimpijskie i przywieźli z Barcelony srebrne medale. W dorosłej reprezentacji, jako piłkarze Hutnika, debiutowali choćby Kazimierz Węgrzyn i Krzysztof Bukalski. Obiecująca postawa nowohucian nie uszła uwadze klubom z zachodu Europy i niektórzy nasi piłkarze szybko znaleźli zatrudnienie w lidze włoskiej czy belgijskiej. Najlepszy wynik hutnicy zaliczyli, o dziwo, już po odejściu wielu czołowych zawodników. W szóstym sezonie w ekstraklasie zajęliśmy historyczne, trzecie miejsce. Nie chcę nadużywać twierdzenia, że było to miejsce przypadkowe, ale na pewno mieliśmy w tym niewątpliwym sukcesie sporo szczęścia. Wystarczy spojrzeć na tabelę, która w sezonie 1995/96 była od trzeciego miejsca wyjątkowo płaska. Ale fortunie potrafiliśmy pomóc, ogrywając przynajmniej po razie niektórych bezpośrednich rywali o podium, czyli ŁKS Łódź, Stomil Olsztyn czy GKS Katowice, który po raz pierwszy od lat nie zakwalifikował się do pucharów. A nam udało się po raz pierwszy w historii dostać do piłkarskiej Europy. O pogromie Azerów, odrabianiu strat z Sigmą czy walce z Monaco napisano już wiele. O spadku po pamiętnej porażce 3:5 z Ruchem także. Nie chcąc znów wracać do tych słodko-gorzkich wspomnień, przeskoczymy do kolejnego cyklu.
Z Monaco do III ligi w cztery lata
Po sześciu tłustych latach zaczęło się sześć niezwykle chudych. Tak bardzo, że podczas tego cyklu w sumie trzy razy spadliśmy z ligi (raz z ekstraklasy i dwa razy z drugiej). A zakończyliśmy go... likwidacją klubu. Najpierw była nieudana potyczka o powrót do elity z GKS-em Bełchatów. Potem zamiast kolejnej walki o awans po raz pierwszy od lat w oczy zajrzało nam widmo III ligi. W sezonie 1998/99 jeszcze udało się uratować, rok później było już gorzej. Morderczy sezon – 24 drużyny, 46 kolejek – zakończyliśmy pamiętnym meczem z Lechią/Polonią Gdańsk. W niewyjaśnionych okolicznościach nie wygraliśmy i trzy lata po ekstraklasie mieliśmy sposobność do szykowania się na pojedynki z Proszowianką, Dalinem i LKS-em Niedźwiedź. Pierwszy sezon jednak był całkiem udany. Choć w bezpośrednim pojedynku z Cracovią zdobyliśmy ledwie jeden punkt, to udało się dość swobodnie wyprzedzić „Pasy” w tabeli i wrócić na zaplecze ekstraklasy. Niestety – tylko na rok. 2002 był nie tylko kolejnym naznaczonym spadkiem, ale także likwidacją instytucji prowadzącej Hutnika od lat, czyli „Klubu Sportowego”.
Spółka i stowarzyszenie
Drużynę przejęła nowopowstała Sportowa Spółka Akcyjna. Jej zamysł był całkiem obiecujący. Twór podzielony był na część sportową i produkcyjno-remontową. Ta druga miała zlecane różne zadania, głównie z kombinatu, z których zysk miał pokrywać działania sportowe. Jak to się wówczas udawało? A no tak, że gdy spółka upadała to miała na sobie bagaż... 6 milionów złotych długu. Co gorsza mimo takich strat i nakładów poziom sportowy klubu był marny. Hutnik ani razu nie włączył się do walki o awans, tylko przyglądając się, jak z promocji cieszy się nie tylko Cracovia, Korona Kielce czy Motor Lublin, ale też mniejsze kluby, jak Kmita Zabierzów i Heko Czermno. Okres działań SSA to także powolny wzrost organizacyjnej działalności kibiców Hutnika. W 2004 roku powstało stowarzyszenie „Suche Stawy”, które miało na celu odciążenie spółki w różnych tematach, jak np. zakup odżywek dla piłkarzy, czy zupełnie zaniedbane działania marketingowe. Co więcej, w końcu mogliśmy liczyć na naszego człowieka w Radzie Miasta Krakowa. Dzięki działalności Macieja Twaroga udało się pozyskać środki na rewitalizację obiektów Hutnika: montaż krzesełek na stadionie, budowę boiska ze sztuczną nawierzchnią czy hali balonowej. Lobbowano też, niestety bezskutecznie, wsparcie ze strony Mittal Steel, czyli potężnej firmy, która właśnie przejęła nowohucki kombinat. Niestety, te wszystkie działania kompletnie nie przełożyły się na wynik na boisku. W szóstym roku „opieki” SSA nad drużyną spadliśmy na czwarty poziom rozgrywkowy. Podobnie, jak w 2001 roku, także teraz tuż po spadku mieliśmy lekkie ożywienie w szeregach Hutnika, jednak nie awansowaliśmy na własne życzenie, przegrywając baraże z Jeziorakiem Iława. W kolejnym sezonie Hutnik był samodzielnym liderem, jednak tym razem na przeszkodzie stanęła wspomniana wcześniej fatalna sytuacja finansowa spół i drużyna zimą się rozpadła.
Idziemy na swoje
To już było za wiele dla sympatyków Hutnika, którzy na początku roku 2010 zbojkotowali drużynę SSA i utworzyli własne stowarzyszenie. Zadaniem był start jesienią w jakichkolwiek rozgrywkach, a także organizacja obchodów 60-lecia Hutnika, na czele z meczem z niemieckim klubem 1. FC Magdeburg. Zadanie wydawało się karkołomne. Wszak inicjatywa ratowania klubu przez kibiców wydawała się zarezerwowana dla największych ekip, takich jak Lechia Gdańsk czy GKS Katowice. Mecz z Niemcami wypadł doskonale i przekonał wiele osób o słuszności powstania NH 2010. Jednak praktycznie do końca przerwy między sezonami nie było wiadomo, czy i gdzie zagra Hutnik. W końcu się wyjaśniło – dzięki przychylnemu podejściu MZPN mogliśmy wystartować w IV lidze. Początki były trudne, jednak szybko „działacze”, piłkarze i kibice odnaleźli się w nowej rzeczywistości i z przytupem wróciliśmy do III ligi. Po dwóch latach mieliśmy zespół na tym samym poziomie co SSA, ale bez długów. Wydawało się, że może być tylko lepiej. Że sponsorzy, widząc rozsądnie zarządzany klub, będą ustawiać się w kolejce, a kibice szczelnie wypełniać trybuny, niezależnie od wyników. Niestety, tak nie było. Do tego doszły problemy organizacyjne, głównie z obiektami. Pamiętajmy, że w tamtym sześcioleciu (2010-2016) Hutnik dysponował zaledwie jednym, trawiastym i nieoświetlonym boiskiem. Resztę, włącznie ze stadionem na mecze, musieliśmy wynajmować. To powodowało narastające długi wobec różnych instytucji i piłkarzy, które doraźnie niwelowano akcjami typu „Dycha na Hutnika” czy „Koło ratunkowe”. Niestety, po raz kolejny sześcioletni cykl działalności klubu został zakończony spadkiem...
Krok w tył, dwa w przód
To zdumiewające, jak często degradacja, upadek czy po prostu duże tarapaty wywoływały w naszych szeregach poruszenie wśród najwytrwalszych. To właśnie ci nieliczni, którzy zostali przy Hutniku w najtrudniejszych momentach zdecydowali o tym, że klub nadal istnieje. W pierwszej kolejności zadbano o obiekty. Pod skrzydła Hutnika wrócił stadion. Przypilnowano także, by nasze było boisko sztuczne, które powstało w miejscu dawnego lodowiska (a nie było to wcale takie oczywiste). Inicjatywa z 2014 roku doczekała się realizacji latem 2017. W tym samym czasie powstała oficjalnie Akademia Piłkarska Hutnik Kraków, która miała na celu odbudowanie szkolenia, czyli tego, co od lat było dumą Suchych Stawów. Znów dość szybko przyszedł sukces sportowy, w postaci awansu do III ligi po barażach w Barcicach w 2018 roku. Zaczęto dogadywać się z wierzycielami i stopniowo spłacać zadłużenie. Coraz realniejsze wydawało się też spełnienie marzeń o nowym stadionie, jednak plan „zniknął” z listy budżetowej na rok 2019. Na pocieszenie środki, które miały iść na projekt, zostały przeznaczone na remont pawilonu młodzieżowego. Dobry pierwszy sezon w III lidze rozbudził apetyty na tyle, że przed kolejnym postawiono jasny cel: awans do 2 ligi. Początek był niemrawy, jednak z czasem Świątek, Gamrot, Kołodziej i spółka się rozkręcili i rundę zakończyliśmy na pozycji lidera. Walkę o awans mogła pokrzyżować pandemia i przedwczesne zakończenie rozgrywek, a potem pamiętna decyzja LZPN-u. Ale jak wiemy, salomonowe rozwiązanie PZPN-u sprawiło, że po osiemnastu latach przerwy Hutników wrócił do rozgrywek ogólnopolskich. Ledwie cztery lata po tym, gdy po spadku nie byliśmy pewni, co dalej z naszym klubem. Pożary organizacyjne udało się ugasić, jednak w ostatnim sześcioleciu nie brakowało problemów, głównie sportowych. Świadczy o tym fakt, że w każdym z trzech drugoligowych sezonów zmienialiśmy trenera w trakcie rozgrywek. Zresztą poprzedni sezon zakończyliśmy spadkiem. Jednak przeżyliśmy naszą „śmierć kliniczną”, a w 2 lidze pozostawiło nas nieszczęście Wigier Suwałki. Skupienie się na sporcie nie przeszkadza w rozwoju klubu. Akademia działa prężnie, a sprzyja temu nowe boisko sztuczne, oddane do użytku w tym roku. Aktualnie mamy dwie drużyny w Centralnej Lidze Juniorów, a niebawem o grę z najlepszymi rówieśnikami w Polsce powalczy kolejna.
Od 1990 roku mogliśmy wyodrębnić pięć sześcioletnich cyklów funkcjonowania Hutnika. Cztery z nich kończyły się niestety jeśli nie bankructwem, to spadkiem. Ale nie były to tąpnięcia przypadkowe. Wszystko, co się działo na koniec okresu była wypadkową kolejnych lat i czyhających wokół problemów. Teraz, po kilku ciężkich, ale owocnych sezonach, mamy doskonałą okazję do odwrócenia losów klubu. W świat idzie przekaz, że jesteśmy twardzi, jak stal. Ambicje są duże, ale po kolei. Na dzień dobry ostra jak brzytwa walka o utrzymanie.