"Za dziesięć dwudziesta" (10) - hutniczy komentarz subiektywny

Cudu nie było. Polacy przegrali w 1/8 mundialu z mistrzami świata 1:3. Czyli w stosunku identycznym, jak poległ Hutnik z francuskim AS Monaco jesienią '96. Podobnie jak wtedy jedyna bramka dla polskiej drużyny padła po rzucie karnym. W rolę Waldemara Adamczyka wcielił się tym razem Robert Lewandowski, choć napastnik Barcelony wykonał jedenastkę dużo mniej pewnie, niż ówczesny snajper z Nowej Huty. Kiepsko z karnymi poszło reprezentantom Hiszpanii i koledzy z ligi „Lewego” pożegnali się z turniejem na tym samym etapie co Polska.

Właśnie w kraju trwa klasyczna po odpadnięciu z mistrzostw debata o stylu, taktyce, pieniądzach i posadzie selekcjonera. Niepodważalny jest natomiast fakt, że mamy do czynienia z najlepszym wynikiem Polaków na mistrzostwach świata od Meksyku '86. Emocje związane z występami biało-czerwonych trwały cztery mecze, a nie tak, jak na poprzednich mundialach – dwa (o ile w ogóle na nich graliśmy). Tak było choćby cztery lata temu w Rosji.

Czerwiec 2018. Cała futbolowa Polska pogrążona jest w żałobie. Cała...? Nie!
Jest jedna dzielnica, w której kibice świętują i są dumni ze swoich piłkarzy! 

Kojarzycie, czego to parafraza? Tak, oczywiście podobnym tekstem zaczynała się legendarna, swoją drogą francuska, bajka o nieustraszonym Galu – Asteriksie. A komentował wtedy dwa istotne mecze, które grano się w naszym kraju 24 czerwca 2018 roku. 

Ważniejsze odbywało się w Barcicach. A był to rewanżowy mecz barażowy o wejście do III ligi z tamtejszą Barciczanką I choć skończyło się happy endem, to pod Nowy Sącz jechaliśmy pełni obaw. Pierwszy mecz w Nowej Hucie wygraliśmy, nie bez trudu, 2:1. Pierwszego gola zdobył na szczęście niezawodny z 11 metrów Łukasz Kędziora. Potem dwa razy w protokole zapisał się główkami Mariusz Bienias. Najpierw... wyrównał niefortunnym samobójem, jednak później strzelił dla nas zwycięskiego gola po rzucie rożnym, wprawiając w euforię kibiców Hutnika. Wówczas obowiązywała zasady goli wyjazdowych, toteż 2:1 to był wynik dość niebezpieczny. Niepokój powodował też stan kadrowy naszej drużyny. Z powodu kontuzji w nie mógł zagrać kapitan, Krzysztof Świątek. Z urazem zaraz na początku rewanżu boisko opuścić musiał inny lider zespołu – Michał Guja. Poza tym nasi piłkarze mieli w nogach finałowy mecz regionalnego Pucharu Polski, rozgrywany... pomiędzy barażami. Co gorsza, mecz z Drwinią przegraliśmy po dogrywce i karnych, toteż nastroje nie były zbyt dobre. Wiele osób obawiało się powtórki z barażowego meczu w Iławie, w 2009 roku, który przegraliśmy 1:0, a taki wynik promowałby gospodarzy. Na szczęście zamiast powtórki z Iławy mieliśmy replay z... Osieka-Zimnodołu, gdzie po rozgromieniu Spójni awansowaliśmy do III ligi w 2012 roku. Tym razem nasi także dali koncert, wygrywając 6:0. Świetnie zagrał Hubert Pachowicz, którego hattrick w pierwszej połowie rozstrzygnął losy awansu. Druga połowa to jedna wielka fiesta i radość piłkarzy i kibiców. W tym miejscu trzeba przypomnieć, że stadion na meczu był... zamknięty. Klub z Barcic najpierw wysłał pismo, że nie wpuści nas na stadion, bo... wszystkie bilety zostały wyprzedane, potem, że może wpuścić bodajże... 25 fanów z Nowej Huty. A na koniec zamknął obiekt dla wszystkich. Na szczęście kibice Hutnika nic sobie z tego nie robili i w kilkaset osób wybrali się za płot by świętować zasłużony awans. Po ostatnim gwizdku, jak to po awansie: szampan, śpiewy z piłkarzami, koszulki na pamiątkę i powrót do Nowej Huty. Tak by na spokojnie w tv obejrzeć drugi mecz tego dnia, czyli pojedynek „o wszystko” Polaków z Kolumbią na mundialu. Tu już tak wesoło nie było. Ekipa z Ameryki Południowej gładko rozprawiła się z Polską wyrzucając nas z turnieju.

No i się zaczął ogólnopolski lament nad stanem naszej piłki. Wszędzie, poza... Nową Hutą. Bo choć oczywiście kibicujemy naszym na turniejach, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że ważniejszy tego dnia był nasz baraż. Świetnie kontrast nastrojów było widać w jednym z nowohuckich lokali, gdzie mecz Polaków oglądali wymieszani kibice, którzy wrócili z Barcic i zwykli fani reprezentacji. „Nasi” w doskonałych nastrojach, uśmiechnięci od ucha, „biało-czerwoni” smutni, załamani, z rozmazanymi barwami na twarzach. 

Teraz w kraju ciężko jednoznacznie określić „nastroje społeczne”. Niby wynik na mundialu najlepszy od paru dekad, ale jednak okoliczności pozostawiają wiele do życzenia. Dlatego stołek selekcjonera nadal nie jest stabilny. My za to jesteśmy już po zmianie, ale cele do zrealizowania jeszcze przed nami. O styl jesteśmy spokojni, pora, by za tym poszły wyniki, co najmniej takie, jak w końcówce jesieni. 

Wstecz