W meczach pomiędzy naszymi drużynami zazwyczaj spełnia się ten sam scenariusz - KKS wygrywa do zera. Niestety, tak było również tym razem. Trzy szybkie ciosy zawodników z Wielkopolski skutecznie przytrzymały nas na macie nie pozwalając myśleć o powrocie do rywalizacji.
Powiedzieć, że źle weszliśmy w ten mecz to nic nie powiedzieć. Ledwo zdążyliśmy wymienić kilka podań, a straciliśmy piłkę. Bartłomiej Putno miał w półkolu zdecydowanie za dużo miejsca i płaskim strzałem pokonał Wiktora Kaczorowskiego. Zegar wskazywał minutę i 40 sekund, czasu na odrabianie strat było więc dużo. Niestety, gracze z Kalisza mieli inne plany.
Minęły dokładnie dwie minuty i 17 sekund, a Kaliszanie wbili nam drugiego gola. Po stracie piłki w środku pola brawurowym rajdem popisał się Hubert Sobol, który wbiegł w pole karne i uderzył niemal w to samo miejsce, w które wycelował jego kolega z drużyny.
Zawodnicy KKS-u bardzo dobrze organizowali się w pressingu, przez co przez dłuższy czas mieliśmy problem z wymienieniem kilku podań. Po kwadransie sytuacja się delikatnie odmieniła - po rzucie rożnym piłka trafiła pod nogi Miłosza Drąga, który huknął jak z armaty, ale uderzył w poprzeczkę.
Jakiś czas później wykonywaliśmy dwa rzuty z okolicy pola karnego gospodarzy. Żaden z nich nie przyniósł rezultatu, choć warto odnotować akcję Dominika Zawadzkiego i Denissa Rakelsa. Popularny Zawada sprytnie obsłużył Łotysza podaniem, temu nie udało się jednak dołożyć nogi i umieścić piłki w bramce. W tym momencie wydawało się, że złapaliśmy oddech, a wkrótce złapiemy także kontakt. Stało się jednak inaczej.
Po stracie piłki przy linii bocznej do piłki ponownie dopadł Hubert Sobol. Ułożył sobie futbolówkę i huknął w samo okienko naszej bramki. Takim sposobem przegrywaliśmy już trzema golami, a Wiktor Kaczorowski nie zaliczył nawet kontaktu z piłką przy trzech pierwszych celnych strzałach gospodarzy. Rywale mieli jeszcze jedną znakomitą sytuację po kontrze, po raz drugi mógł naszego bramkarza pokonać Putno, ale jego strzał jedynie obił słupek.
Kilka minut później stanęliśmy przed kolejną okazją na pokonanie bramkarza z rzutu wolnego. Kuba Marcinkowski uderzył jednak bardzo słabo. Próbował wrzucać jeszcze Zawadzki, ale dośrodkowanie nic nie dało.
Mimo trzech straconych goli wyróżnienie należy się Wiktorowi Kaczorowskiemu. Najpierw uchronił nas przed kolejną stratą dalekim wybiegiem poza pole karne, a następnie wybił piłkę spod nóg szarżującego tuż przed bramką Nestora Gordillo.
Zmiany, na które zdecydował się w przerwie trener Bobla wniosły nieco ożywienia w naszą grę. Michał Głogowski znakomicie przedryblował obrońcę, a jego strzał przysporzył sporo trudności Maciejowi Krakowiakowi. W drugiej połowie mieliśmy jeszcze w zasadzie tylko jedną wartą odnotowania akcję, na bramkę groźnie uderzał Patryk Kieliś, ale to bramkarz gospodarzy okazał się w tym starciu lepszy. Reszta strzałów lądowała albo na obrońcach, albo za linią końcową. Nie pomogła znaczna przewaga w posiadaniu piłki czy większa liczba strzałów. Gospodarze byli w tym spotkaniu po prostu skuteczniejsi.
Kolejny mecz rozegramy u siebie ze spadkowiczem z I Ligi, Chojniczanką Chojnice. Początek meczu w sobotę (30.09) o 15:00.
KKS Kalisz – Hutnik Kraków 3:0 (3:0)
Bramki: 1:0 Putno 2, 2:0 Sobol 4, 3:0 Sobol 26.
KKS: Krakowiak - Białczyk, Kieliba, Gęsior, Smoliński - Żebrowski (62 Głaz), Wysokiński (70 Kalenik), Cierpka, Gordillo (81 Staszak), Putno (81 Gawlik) - Sobol (63 Szewczyk).
Hutnik: Kaczorowski – K. Głogowski, Kubowicz (46 M. Głogowski), Wenger, Marcinkowski (70 Jania) – Drąg (63 Świątek), Zawadzki – Rakels (81 Chmiel), Budziński, Kieliś – Lelek (46 Wróbel).
Sędziował: Sebastian Tarnowski (Wrocław).
Żółte kartki: Białczyk, Wysokiński, Szewczyk, Smoliński, Kieliba – Drąg, M. Głogowski.