
Każdy z nas pamięta swój pierwszy mecz. To wyjątkowe wydarzenie, które zostaje w pamięci na zawsze. Między innymi o tym opowiada Julia Skiba, młodszy specjalista ds. Marketingu i PR. Poznajcie jej biało-błękitno-niebieską historię!
Hutnik to nie tylko klub – to ludzie, którzy go współtworzą. Piłkarze, trenerzy, sztab, pracownicy, kibice – to właśnie oni budują codzienność na Ptaszyckiego 4. W cyklu „Mój HKS” oddajemy głos tym, którzy na swój sposób dokładają cegiełkę do historii Dumy Nowej Huty – niezależnie od roli, jaką pełnią.
Tym razem poznacie Julię – osobę, która do zespołu mediów klubowych dołączyła z lekką niepewnością, a dziś nie wyobraża sobie dnia meczowego bez obecności na stadionie. Opowiada ona o pierwszym kroku postawionym na Suchych Stawach, emocjach podczas wyjazdów, niezapomnianych momentach i... rosnącym przywiązaniu do biało‑błękitno‑niebieskich barw.
***
Pierwsza wizyta na stadionie Hutnika?
Moja pierwsza wizyta na stadionie Hutnika to dokładnie 24 marca 2024 roku podczas meczu ze Stalą Stalowa Wola. To akurat ciekawa zbieżność, bo – mimo, że nie jestem ich kibicem – to geograficznie bliżej mi do Stalowej. Muszę przyznać, że oglądanie akurat tego starcia było interesujące.
Najlepszy mecz, jaki widziałem na Suchych Stawach to?
Z rundy wiosennej 2024/25 na pewno wyróżniłabym spotkania z Wieczystą i Skrą Częstochowa. Dodatkowo jeszcze mecz z Zagłębiem II Lubin w ramach eliminacji do Pucharu Polski.
Niezapomniany wyjazd?
Zdecydowanie mecz z Zagłębiem Sosnowiec pod koniec sierpnia ubiegłego roku. Chłopcy Hutnicy zapewnili nam naprawdę wspaniałe widowisko! Trzy gole Michała Głogowskiego, w tym jeden w 90. minucie spotkania. Na pewno było sporo emocji nawet na trybunie prasowej. Ale trzeba dodać, że pracując z takim teamem każdy wyjazd jest wspaniały!
Mój ulubiony zawodnik z przeszłości to...?
To ciężkie pytanie, bo w klubie jestem stosunkowo krótko. Myślę, że zarówno prywatnie jak i sportowo powiem, że Krzysztof Świątek. Oczywiście kątem oka śledzę również jak radzą sobie inni chłopcy, którzy byli związani z Hutnikiem, lecz poszli grać ciut wyżej.
Bramka, którą pamiętam do dziś?
Może nie bramka, ale na pewno obroniony karny Doriana w meczu z ŁKS-em II Łódź – jestem pewna, że wszyscy wtedy na chwile wstrzymaliśmy oddech (śmiech). Do tego hat-tricki Głogowskiego i lob Wilaka. Nie sposób wymienić wszystkich.
Dlaczego „HKS”?
Moja przygoda z HKS-em zaczęła się od ogłoszenia o rekrutacji do mediów klubowych, jeszcze za czasów dyrektora Marcina Kądziołki. Szczerze, byłam przerażona pracą w klubie i już miałam w ostatniej chwili zrezygnować, ale z perspektywy czasu, cieszę się, że dałam, i sobie, i Hutnikowi szansę. Dzisiaj nie wyobrażam sobie weekendu bez meczu biało-błękitno-niebieskich i jestem dumna z pracy w klubie.
Hutnik znaczy...?
Moje pierwsze skojarzenia to rodzina, charakter, duma i kawał niesamowitej historii.
Co lubię najbardziej podczas wizyt na Ptaszyckiego?
Zdecydowanie atmosferę – zarówno jeśli mówimy o pracy na co dzień, dniu meczowym, jak i na wyjazdach. Jest to praca, do której przychodzi się z przyjemnością. W mediach klubowych poznałam wielu wspaniałych ludzi, którzy umilają każdą wizytę na Suchych Stawach! Nie zapominajmy też o świetnym dopingu ze strony kibiców – tych młodych i tych nieco starszych - o ich zaangażowaniu.
Wydarzenie związane z klubem, które utkwiło mi w pamięci?
Na pewno Puchar Polski z Piastem Gliwice. Niestety, nie mogłam być wtedy na meczu ani oglądać transmisji, ale mimo wyjazdu za granicę włączyłam nasz profil na X i odświeżałam informacje – szczególnie o rzutach karnych - jak szalona. Z ostatnich wydarzeń również gala 75-lecia klubu była podniosłym wydarzeniem, które teraz przychodzi mi na myśl.
Gdzie widzę „Dumę Nowej Huty” za 5 lat...?
Mam nadzieję, że na jak najwyższym poziomie, na nowym stadionem i wciąż z najlepszymi mediami klubowymi!