
Jeden sezon od dołączenia do V ligi. Tyle potrzebowała druga drużyna naszego klubu, by wywalczyć awans. Ogromny sukces, pokazujący, jaką drogę przebył Hutnik i zarazem podkreślający dobrą jakość szkolenia na Suchych Stawach. O rozgrywkach porozmawialiśmy z trenerem Maciejem Antkiewiczem. Zapraszamy!
***
Panie Trenerze, gratuluję awansu. Jakie to emocje? Jak pan się czuje po takim sezonie?
Dziękuję bardzo. To jest ogromna radość i satysfakcja. Tym bardziej, że wszystko rozstrzygało się właściwie do przedostatniej kolejki. Przez większą część sezonu – powiedzmy trzy czwarte – graliśmy stabilnie i byliśmy liderem, ale potem przyszło kilka słabszych meczów, które sprawiły, że zaczęło się to trochę wymykać z rąk.
Nazwijmy to takim „dołkiem maturalnym” – bo dotyczyło to właśnie okresu matur. Nasi zawodnicy z rocznika 2006 byli wtedy bardzo mocno obciążeni – zarówno szkolnie, jak i treningowo. Po tym trudniejszym etapie zdołaliśmy jednak końcówkę zagrać bardzo stabilnie, bardzo ambitnie i ostatecznie przypieczętować awans. A w takich warunkach – kiedy gra się o wszystko do samego końca – taki wynik smakuje podwójnie.
A czy jest w tym sezonie coś, co jednak pozostawiło u pana poczucie niedosytu?
Tak. To był właśnie ten okres czterech słabszych spotkań, w których zdobyliśmy tylko dwa punkty. W szczególności dwa mecze: z Kocmyrzowem i u siebie z Przebojem Wolbrom – uważam, że to były nasze najsłabsze występy w sezonie. I to są dla mnie takie małe cienie na tym bardzo udanym sezonie.
Oczywiście, to młody zespół – musiał gdzieś przejść przez jakiś dołek. Ale wtedy zagraliśmy naprawdę poniżej poziomu, który nas obowiązywał. To dla mnie taka rysa na obrazie sezonu. Choć ogólnie jestem optymistą, staram się dostrzegać pozytywy, których było zdecydowanie więcej. W piłce nie ma sytuacji idealnych – trzeba umieć radzić sobie również z tym, co trudniejsze.
Forma młodych zawodników potrafi być bardzo niestabilna. Jak udało się wam ustabilizować ją na tyle, że w V lidze prezentowali się naprawdę solidnie, będąc właściwie najlepsi?
Kluczowa była szeroka kadra i rywalizacja. Oparliśmy trzon zespołu o rocznik 2006 – czyli właśnie maturzystów. I forma tej grupy, pięciu-sześciu zawodników, była dość stabilna. Ale sezon to nie 12 czy 13 meczów – musieliśmy rotować.
Współpraca z trenerem Doboszem z U19 okazała się bardzo cenna – rotowaliśmy zawodników między zespołami, stworzyliśmy realną konkurencję na wielu pozycjach. Czasem mieliśmy nawet więcej niż dwóch zawodników gotowych do walki o jedno miejsce. I jeśli ktoś tracił formę, wchodził kolejny. To działało motywująco i pozwalało zespołowi funkcjonować w miarę stabilnie. Rotacje były duże – przewinęło się ponad 20 zawodników – ale drużyna trzymała poziom.
Zdecydowanie lepiej prezentowaliście się w meczach domowych. Z czego to wynikało?
To prawda – szczególnie w pierwszej rundzie. Wszystkie cztery porażki wtedy ponieśliśmy właśnie na wyjazdach. Wiosną wyglądało to już inaczej – trzy wyjazdy wygraliśmy, a w co najmniej dwóch kolejnych byliśmy zespołem lepszym, ale przegraliśmy przez brak skuteczności albo fizyczną przewagę rywali przy stałych fragmentach.
W rundzie rewanżowej nasza gra na wyjazdach była bardziej otwarta. Dominowaliśmy, mieliśmy większe posiadanie piłki. Różnica motoryczna, która w jesieni była widoczna, wiosną się mocno zatarła. Przegraliśmy trzy mecze, ale w dwóch przypadkach – z Niwą i Kmita Zabierzów – mieliśmy po prostu pecha.
A jak wyglądała wasza fizyczność na tle starszych rywali? Jak pan to ocenia?
Mieliśmy zespół mieszany. Część chłopaków – już fizycznie dojrzali, dobrze przepracowali zimę – i oni nie mieli problemów. Ale była też grupa późno dojrzewających – jeszcze o budowie bardziej młodzieżowej. Wiosną dołączyło też sporo chłopców z rocznika 2007. Fizycznie jeszcze nie wszyscy są gotowi – część niepełnoletnia – ale wiosną ten problem był znacznie mniejszy niż jesienią. Czas działa na ich korzyść – dojrzewają. A my staramy się ich wspierać.
Chcę zapytać też o to, jak Pana gracze prezentowali się mentalnie, bo wyglądają na bardzo świadomą i ambitną grupę?
To jedna z ich najmocniejszych stron. Są bardzo ambitni, bardzo świadomi. Dzięki temu zrobili duży postęp taktyczny. Można z nimi merytorycznie rozmawiać, są otwarci na wiedzę. Nawet jeśli niektórzy wiedzieli, że być może nie będą kontynuować kariery w Hutniku, to nigdy nie było widać, że coś odpuszczają. Chcieli coś osiągnąć jako zespół. Graliśmy do końca z pełnym zaangażowaniem, mimo że nie wszystko zależało od nas. To było kluczowe.
Jedyne, czego czasem brakowało, to maksymalnej koncentracji na treningach. I tu ogromną rolę odegrał Patrik Misak – przypominał im, że to jak trenują, ma bezpośrednie przełożenie na mecze.
Właśnie – obecność Patrika Misaka. Jak wpływał na tych chłopaków?
To był strzał w dziesiątkę ze strony zarządu. Ja wcześniej nie znałem Patrika – to dyrektor Janiczak nas połączył. I uważam, że się idealnie uzupełnialiśmy. Ja mam duże doświadczenie trenerskie, Patrik wnosił doświadczenie boiskowe na najwyższym poziomie. Chłopcy widzieli go na murawie, wiedzieli, jak klasowym jest zawodnikiem. Rozmawiał z nimi indywidualnie, pokazywał konkretne rozwiązania. Jego obecność miała ogromne znaczenie – i jako trenera, i jako autorytetu.
Na koniec muszę zadać pytanie o przyszłość. Trener Świątek zmienił system gry pierwszej drużyny na trójkę obrońców i wahadła. Czy drugi zespół może podążać tym samym kierunkiem?
Na ten moment nie miałem jeszcze rozmowy z zarządem – nie wiem, czy będę dalej prowadził ten zespół, to decyzja klubu. Natomiast jeśli taka decyzja zapadnie, i taka będzie wizja dyrektora sportowego oraz trenera pierwszej drużyny – to z przyjemnością ją zrealizuję. My już w ofensywie często ustawialiśmy się na trójkę z tyłu, bo byliśmy zmuszeni do ataku pozycyjnego. Otwarcie gry trenowaliśmy właśnie w tym układzie. Zmiany będą dotyczyły głównie fazy przejściowej i samej obrony.
Uważam, że zmiana systemu gry byłaby rozwijająca. Dla zawodników to nowe zadania – indywidualne, formacyjne i zespołowe. I każdy piłkarz powinien być gotowy, by grać w kilku ustawieniach. Nie można być przywiązanym tylko do czwórki w linii. Jeśli więc taka będzie decyzja – jestem gotowy.